O rywalizacji (nie)sportowej
Skąd czerpać wiedzę o rywalizacji, jeśli nie z tych popularnych, wspieranych kulturowo i często idealizowanych form ustalania miejsc w hierarchii. Czymże innym jest rywalizacja, jeśli nie, staraniem co najmniej dwóch osób o jeden, paradoksalnie, wspólny cel. Rywalizacja pod względem szybkości, zwinności, siły, talentu, samodyscypliny, umiejętności technicznych i taktycznych, a także mentalnych. Na tle innych znajdujemy swoje mocne i słabe strony. Określamy jacy być powinniśmy, żeby osiągnąć wymarzony sukces. Na podstawie tych standardów budujemy cele, wyobrażamy sobie satysfakcje jaką może dać ich spełnienie. Najwyższy stopień podium, medal odpowiedniego kruszcu, podwyżka czy awans na to stanowisko – to wszystko zmieni – tak często z nadzieją wierzymy. Jakby osiągnięcie tego upragnionego obiektu miało nakarmić za wszystkie czasy, dać pełną satysfakcję.
Przykładów pełnej satysfakcji, być może też można doszukać się w sporcie. Pięściarz Tyson Fury, który przynajmniej częściowo, dzieli się publicznie swoimi przemyśleniami, w jednym z wywiadów opowiedział o swoich depresyjnych objawach. Jak wyznał, po wielu swoich walkach o mistrzostwo świata (pełne spełnienie?) przez kolejne dni zmagał się z obniżonym nastrojem oraz ideacjami samobójczymi. Czy tego spodziewalibyśmy się po wygraniu wymarzonej walki? Czy to jest ta zmiana?
Walka, a szczególnie jej werdykt, jest kulminacją. Na drodze do której, potrzeba sporo energii, często morderczych treningów, bolesnych praktyk około treningowych, być może mniej lub bardziej restrykcyjnej diety, słowem – samokontroli, samodyscypliny. Możemy też zauważyć zależność, że wraz ze wzrostem szeroko pojętej profesjonalizacji (= finansów), rośnie poziom zaangażowania, często już nie tylko samego zawodnika, ale także ludzi wokół. Profesjonalny sport to nierzadko liczne sztaby osób, których zadaniem jest mówienie sportowcom co mają robić. Potrzeba porady, wsparcia, pomocy, wskazówki a może nawet zdyscyplinowania? Dopasowania do wizji, norm treningowych i aktualnych wartości. Dopasowanie wymaga poświęcenia..
Wydaje się jakby cierpienie organizowane w ramach pewnych norm było akceptowalne, a nawet pożądane, jeśli tylko obierzemy odpowiedni cel. Czy jesteśmy skazani na tak ulotne chwile satysfakcji? Trudno nie odnieść wrażenia, że historia sukcesu sportowczyni często brzmi jak historia bohaterki tragicznej, która wiele musiała poświęcić, żeby osiągnąć tak pożądane, zdawałoby się, mistrzostwo. Czy mistrzostwo daje satysfakcje, której poszukujemy? Po co używamy tych gier? Czy takie relacje – wygrany/przegrany; mistrz/uczeń – są tą przyjemnością?